Strzeżcie się Wielkiej Dugiej Matki... Jakby jedna była mało kłopotliwa... (Neil Gaiman "Koralina)"

Kiedy byłam dzieckiem, książki czytało się tak po prostu- tu i teraz. Nie istniało (przynajmniej dla mnie) żadne pośrednie medium, które by w jakiś sposób moderowało opinię człowieka o książce, jeszcze przed jej przeczytaniem. W takich warunkach dorastałam- bez dostępu do internetu. Ba! Nawet bez komputera... Nie do wiary, że w ogóle udawało nam się funkcjonować:). Miejscem kultu była dla mnie biblioteka, ewentualnie domowe zbiory przyjaciół i znajomych. Więc, albo wybierałam coś na chybił trafił, albo z polecenia innych dzieciaków. Tak właśnie było. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Książkowa infrastruktura rozrosła się do monstrualnych rozmiarów. Kiedy szukamy czegoś dla siebie, mamy do dyspozycji setki recenzji na setkach stron internetowych. Mamy też Wiki, która wie dokładnie co w trawie piszczy- gdzie, kiedy i dlaczego dana pozycja otrzymała określone nagrody itd. Weryfikujemy, przebieramy, wybieramy, odrzucamy. Jestem daleko od stwierdzenia, że to nie ułatwia życia. Wręcz przeciwnie. Przeczytałam mnóstwo książek z polecenia ulubionych bloggerów, youtuberów i innych "erów". W wielu przypadkach, gdyby nie te opinie, mogłabym na te książki nigdy nie trafić, w tak bezkresnej i stale powiększającej się, masie publikacji. A jednak... W mojej przygodzie z książkami wielokrotnie doznałam zawodu. Dzierżyłam w ręku literacką perełkę- Pulitzer, Nike, Angelus. Dzieło wychwalane i powszechnie opiewane. A u mnie... meh... hm.... Wiem, wiem- nie każdemu musi się wszystko podobać. I oczywiście mogłabym przez to stracić wiarę we własną zdolność racjonalnego rozumowania, umiejętność właściwej oceny ponadczasowych wartości i jakąkolwiek wiedzę z zakresu literatury. Ale posłuchałam mądrego człowieka, który powiedział niegdyś, że do każdego nowego zadania (w tym również czytania) należy podchodzić z czystą i otwartą głową. Czasem z przeciętnej książki można wyciągnąć zaskakująco mądre treści. Dlatego ostatnio powróciłam do starego zwyczaju losowego wybierania tytułów. I czuję, że dobrze zrobiłam:). Ale do czego zmierzam???


Faktem jest, że zestawienie "Koraliny" z "Alicją..." nie jest najtrafniejsze. Historie wprawdzie mają kilka punktów stycznych (motyw przejścia, rezolutna bohaterka, magia i niesamowitość, pewne znamiona drastyczności, humor- również ten mroczny), ale głębsze sensy nie pokrywają się zupełnie. "Koraliny" nie da się porównać z żadną inną powieścią. Stanowi ona bezprecedensowy przykład współczesnej literatury dziecięcej o sprytnie zamaskowanej funkcji parenetycznej, która ani przez moment nie nuży. Świetnie wyważone elementy grozy i humoru oraz nieziemsko wykreowany świat przedstawiony sprawiają, że człowiek nie orientuje się nawet, iż jest uświadamiany w kwestiach najistotniejszych życiowych prawd. Takie proste, takie oczywiste.
Dowiedziałam się, że jestem szczęśliwym człowiekiem. I że szczęście ma różne kształty i odmiany. Zrozumiałam potrzebę szacunku i zrozumienia dla drugiego człowieka oraz sens poświęcenia i odwagi. Nauczyłam się również cierpliwości i pokory. I jeszcze wielu innych wartości, które poznawałam razem z tytułową bohaterką. I może dlatego, że traktowałam "Koralinę" jak zwykłą bajkę do poczytania po odrobieniu pracy domowej w zimne, jesienne wieczory, urosła ona w moich oczach do rozmiarów literackiego arcydzieła- ze względu na zawarte przesłanie. To oczywiście przesada:). To nie jest powieść monumentalna, ani porażająca. Przynajmniej nie dla dorosłego czytelnika. Prosty, niemal dziecięcy styl oraz baśniowość opisów nie jest niczym nowym ani porywającym. Ale niech ktoś spróbuje zmierzyć się Drugą Matką. Niech spojrzy w jej okrągłe "guzicze" ślepia. Niech spróbuje nie zadrżeć przed jej niebosiężną postacią. I co? Czy nie doceni wówczas własnej, ciągle marudzącej Pierwszej Matki!
Kiedy dziś biorę do ręki swój wysłużony egzemplarz "Koraliny", przypominam sobie, że nie podobały mi się początkowo mroczne ilustracje Dave'a McKeana. Teraz zdecydowanie bardziej je doceniam. Posiadają wyjątkowy klimat- brudny, ostry, kanciasty, zgniły i bardzo srogi. Nie mogę się powstrzymać! Jeszcze chwilkę pokartkuję...
Komentarze
Prześlij komentarz