Spotkania Trzeciego Stopnia na nizinach pisarstwa polskiego... (Olga Haber "Oni")

Ufo wyświechtanym tematem jest. Wałkowani na wszelkie możliwe sposoby kosmici, nawet jeśli są, to się do nas raczej nie pofatygują, jeśli wpadną im w ręce ziemskie dywagacji na ich temat. Rzucą okiem na sławione kręgi w zbożu ("Poważnie...  że to niby nasza sprawka?!") i odlecą w siną dal ("Zostawmy ziemian w błogiej nieświadomości, niech żyją dalej w swoim dziwnym świecie... Serio! spadajmy stąd czym prędzej!."). Co by pomyśleli o powieści Olgi Haber..? Nie mam pojęcia. Teoretycznie sama też nie powinnam pisać NIC, gdyż rachunek plusów i minusów wychodzi na zero. Przeczytałam i poświęciłam chwilkę na refleksję, ale... jeśli ktoś ma wybór, poradziłabym sięgnąć po coś innego. Nie byłabym jednak sobą, gdybym trochę nie popalała:).  

Historia to króciutka, do połknięcia w jeden wieczór. Faktem jest, że istotnie byłam ciekawa finału. Zaintrygowała mnie atmosfera sielskiej wsi i zupełnie zwyczajni, swojscy bohaterowi oraz ich zmagania z codziennymi problemami. Ot, czterdziestolatka, uciekająca na wieś przed przeszłością po dość burzliwym związku, szukająca miłości i stabilizacji- nic specjalnego, ale też nic zniechęcającego. Takie rzeczy też miło czasem poczytać. I faktycznie pojawiające się na kolejnych stronach dziwności też zapowiadają się całkiem dobrze. Nie żeby należało się spodziewać czegoś odkrywczego. O nie, nie, nie! Wierni i oczytani fani horroru będą rozczarowani, gdyż klisze aż biją po oczach. Ale zawsze jest nadzieja, iż doznamy miłego zaskoczenia. No i tak,  jakieś tam zaskoczenie nastąpiło. Obstawiałam inaczej. Finał mnie ociupinkę zaskoczył. Zamykając książkę, nie pomyślałam: dzięki Boga, uff, koniec. Nie zmęczyłam się bardzo. To plus.

Jednak styl... Styl jest koszmarny, nierówny i nie do przyjęcia. Rozumiem, że miał być kolokwialny- to jest ok. Ale infantylnego stylu nie jestem w stanie zaakceptować. Coś   o k r o p n e go.  Wycięłabym niestety większość wewnętrznych monologów głównej bohaterki, bo to tutaj kumuluje się całe zło. Nie wiem co kierowało autorką. Dlaczego uczyniła Natalię tak naiwną i emocjonalnie niedorozwiniętą? Wiem, że jej miłosne zawirowania miały jakieś tam znaczenie dla fabuły. Zakładam też, że ciągłe rozważania na temat głodu, jedzenia, zakupów spożywczych oraz problemów z wagą, miały oddać jej pospolitość i zapośredniczyć w swojskim otoczeniu. Ach, i jeszcze obsesyjne myślenie o seksie- może chodziło o skłonności do uzależnienia i nieopanowany temperament. Ale... Ale.... To głupia kobieta była. Chociaż i głupotę można jakoś obronić, umotywować, sprawić, że się ją zaakceptuje i nie będzie ona wybijać się na pierwszy plan historii. Książka o głupiej kobiecie, która niespodziewania znalazła się w centrum tajemniczych wydarzeń- to by się dało obronić! A to jest postać zupełnie nie z tej bajki. Kosmitka. Nomen omen...Nie. Nie. Nie.

Ja naprawdę bardzo lubię literaturę popularną i kocham horrory. Rzadko mi się zdarza wybrzydzać, bo nawet najbardziej naiwna opowiastka może być w jakiś sposób odkrywcza. I nie wymagałbym od tego typu pozycji specjalnie wyszukanego stylu. Czasem nawet świetnie się bawię przy horrorach klasy Z. Jednak w tym przypadku bardzo mnie ten sztampowy język raził.

Podsumowując- historia ciekawa, ale wykonanie szwankuje. Co do "groźności" omawianej grozy- to, owszem, bywają momenty "straszące". Słusznie wybrałam wieczór, gdy po domu krzątał się mój mąż, gdyż jestem strachliwa. Ale jest to lekka odmiana grozy. Takie tam delikatne uszczypnięcie:). Nic wielkiego. O okładce od wydawnictwa Videograf nie ma sensu nawet wspominać. To klasyczny przykład kompletnej ignorancji i nieprzystawalności formy do treści.  No i właśnie. Polecić czy nie? Rzadko mi się to zdarza, ale nie wiem...

Komentarze

Popularne posty