Co zrobisz z ostatnim miesiącem swojego życia?(Nevile Shute "Ostatni brzeg")

Kocham powieści postapokaliptyczne! Już dawno odkryłam, że to one właśnie wywołują u mnie największy natłok górnolotnych refleksji. Jesteśmy pewni, że żadna apokalipsa nam nie grozi. No nie ma takiej możliwości. Na pewno nie za naszych czasów- być może w przyszłości? Dlatego zastanawianie się nad tym, co by było gdyby, jest tak pobudzające i interesujące. A tu mamy do czynienia z obrazem tak niebanalnym i oryginalnym, że trudno przejść obok niego obojętnie.

Przeczytałam wiele pozycji z półki postapo. Na "Ostatni brzeg" trafiłam niedawno zupełnie przypadkiem. Świtało mi wprawdzie w głowie, że coś takiego przewinęło się przez moje ręce w zamierzchłych licealnych czasach. Ale zapewne, z młodzieńczą nonszalancją, stwierdziłam wówczas, że nie będę czytać powieści, pochodzącej z prehistorii- toż to wydane w latach pięćdziesiątych!!! Co oni wtedy wiedzieli o apokalipsie!??? Tak... Pomyliłam się bardzo. Ale mogę to stwierdzić dopiero dzisiaj, kiedy mam za sobą tuziny  powieści o takiej tematyce. Przypuszczam, że gdybym rozpoczęła swoją przygodę z postapo od "Ostatniego brzegu", byłaby to dla mnie ostatnia pozycja z tego nurtu...

Ponieważ nie jest to powieść porywająca, zaskakująca, z wartką akcją, dynamiczną fabułą. Nie, nie, nie. Zupełnie nie ten kierunek. Koniec świata nadchodzi tu w sposób wręcz niezauważalny. Bohaterowie oczekują go ze stoickim spokojem. Żyją niemal zupełnie normalnym trybem, oswojeni ze świadomością nadchodzącego kresu. Od pierwszej do ostatniej strony. Kiedy, jeszcze przed lekturą Shute'a, przeglądałam sieć w poszukiwaniu opinii, opisów, informacji, w oczy rzucały mi się takie pojęcia jak: wojna nuklearna, bomby atomowe, unicestwienie ludzkości, ostatnia enklawa itd., itd. I faktycznie takie jest tło opowieści- po ogólnoświatowym konflikcie, zakończonym wybuchem licznych atomówek, ostatni żywi mieszkańcy Ziemi, na australijskim wybrzeżu, czekają na śmierć. Nie ma żadnej nadzei. Niebawem  wiatr przyniesie radioaktywny pył i choroba popromienna strawi wszystkich bez wyjątku. I to wszystko.

Czym jest ta powieść dla mnie i dlaczego to właśnie ją recenzują w swoim pierwszym wpisie? "Ostatni brzeg" to specyficzny, epicki traktat filozofczny. To opowiedziany w prostych słowach wywód na temat moralności i człowieczeństwa.  To historia walki o godne życie oraz godną śmierć. W sposób prosty i klarowny autor zadaje pytania o sens jakiegokolwiek działania w obliczu nieodwracalnej katastrofy. Co robić? Mamy żyć wspomnieniem przeszłości i rozpaczać nad przyszłością, która nie nadejdzie? Płakać, histeryzować, może po prostu popełnić samobójstwo? A może jednak.... korzystać z tego co jeszcze pozostało? Bawić się i świętować, snuć plany na przyszłość i zapomnieć o lęku? Żeby w ostatniej godzinie życia być maksymalnie szczęśliwym, udowadniając śmierci, że nie jest w stanie nas złamać?

Wiem. Brzmi bardzo poważnie. Ale w gruncie rzeczy "Ostatni brzeg" nie jest książką sentymentalną, ani ckliwą. Jest do bólu normalna. Bohaterowi są spokojni i zrównoważeni- tak zwyczajni, jak to tylko możliwe. Nawet kiedy umiera ostatnia nadzieja na ocalenie. A jednak nie zapomnę tej opowieści chyba do końca życia. Rozmyślałam o niej długo po przeczytaniu. Poważnie. Wałkowałam w głowie po kolei zachowanie wszystkich postaci. Ich wybory, działania, decyzje. Co ja bym zrobiła? O czym bym myślała? Jak zaplanowałabym ostatni dzień swojego życia? Nie mam pojęcia. Ale uwielbiam tę powieść. To tutaj znajduje się scena, która wryła mi się w pamięć bardziej niż jakakolwiek inna. Prosta scena zakupów u jubilera, dała mi więcej do myślenia niż wszystkie apokaliptyczne wizje. 

Jeden z głównych bohaterów powieści, Dwight, udaje się do sklepu z biżuterią, aby kupić prezent swojej żonie. Wiadomo, że na drugiej półkuli nikt już nie żyje. ani jego żona, ani dzieci. Wszyscy z pewnością są martwi. A jednak Dwight z ogromną pieczołowitością  wybiera upominek. Zastanawia się,, która bransoletka najbardziej spodoba się Sharon... To porażające bardziej niż wizja bombardowania. To po prostu trzeba przeczytać.

Na koniec zwrócę jeszcze uwagę na okładki, tych wydań, kóre mi wpadły w ręce. Są bardzo proste, ale też bardzo sugestywne. Takie jak cała powieść Shute'a. Gorąco polecam!



Komentarze

Popularne posty