Boję sie internetów... (Marc Elsberg "Zero")

Internet mnie przeraża i przerasta. Ten blog jest więc dla mnie kamieniem milowym. W tym przypadku zwyciężyła potrzeba wypaplania się na tematy książkowe. Tłumaczy mnie jedynie fakt, że za mało mam wokół siebie osób dzielących moja pasję. No gdzieś się człowiek musi wygadać, bo skona:). Czy moja bezapelacyjna pewność, że jestem tu anonimowa to zbytnia naiwność...? Przeczytałam (a właściwie- połknęłam w jeden wieczór) Elsberga i ...zaczęłam nad tym główkować. 

Boję się portali społecznościowych, jak diabeł święconej wody! I umówmy się- nie jestem staruszką, trzydziestka dopiero przed mną i ogarniam fejsbuki i insta i tłity i całą resztę. Ale nie mogę się w mojej głowie zgodzić na odtajnienie mojej najbardziej mojszej prywatności! Kogo to obchodzi? To raz. PO CO? To dwa. Na widok internetowych kronik życiowych, zamieszczanych zupełnie po dobroci i świadomie, przez zdawałoby się rozgarniętych ludzi, włos się jeży na głowie- wirtualny ekshibicjonizm. Ale wiem też, że jestem w zdecydowanej mniejszości. Dlatego też będę polecać "Zero" KAŻDEMU kto się nawinie! Może jest jeszcze nadzieja, może ktoś się nawróci na mój kult ochrony danych osobowych?

Niedaleko przyszłość. Warunki niby te same, ale jednak technologicznie nieco ruszyliśmy do przodu. Lud cieszy się coraz to nowymi możliwościami i udogodnieniami- jak zwykle niemal bezrefleksyjnie i z zadziwiającą śmiałością.  Byle było łatwiej i przyjemniej. Programiści- geniusze opracowują nową aplikację o wdzięcznej i jakże przewrotnej nazwie Freeme, która posługując się dobrowolnie udostępnionymi danymi użytkowników, dosłownie organizuje im życie. Cel jest oczywiście szczytny- chcemy maksymalnie wykorzystać potencjał danego czynnika ludzkiego. Jest też druga siła. Tajemniczy Zero- anonimowy, cyberbohater. Ten z kolei, dla przeciwwagi, przybywa z misją uświadamiania społeczeństwa, że  szastanie swoimi danymi na prawo i lewo to najkrótsza droga do poddania się dobrowolnej inwigilacji. Dwie antagonistyczne organizacje- walka dobra ze złem w wirtualnym uniwersum. 

Problematyka poruszana przez Elsberga skłania do bardzo głębokich przemyśleń. Mnie fascynuje szczególnie wątek algorytmów. Nie operuję fachowym słownictwem, dlatego mówię o tym grubociosanym, niezgrabnym językiem laika- za co z góry przepraszam osoby wtajemniczone. Chodzi zatem o to, że bliżej nam nie znany KTOŚ decyduje o treści i natężeniu informacji, jakie do nas docierają. To,że historia będzie taka jak ją sami opiszemy, wiadomo już od dawna. Metodologia badań nad tekstem nie raz to już udowodniła. Ale co innego mieć świadomość konieczności zachowania dystansu do pewnych informacji, a co innego sytuacja manipulowania tym informacjami. Jeśli nie można zweryfikować danych, jak się ustrzec a zakamuflowanej propagandzie? To oczywiście tylko jeden z wątków. Moja pogłębiona refleksja wynika z wcześniejszego zetknięcia z podobnymi zagadnieniami (zainteresowanych odsyłam do genialnej analizy pod adres: https://www.youtube.com/watch?v=T1vW8YDDCSc).  Zdecydowanie więcej uwagi Elsberg poświęca nie temu co jest nam przekazywane, ale temu co my o sobie przekazujemy. Oto clou problemu. Ilość danych jakie udostępniamy w sieci podczas, zdawałoby się, rutynowych czynności takich jak: zakupy, przelewy, gry itp., jest zatrważająca. I to dobrowolnie. Teoretycznie, dla zwykłego szarego człowieka, nie będzie to miało groźnych konsekwencji- tak się wydaje. Aż do momentu, gdy wyłowimy w potoku informacji, takie tam mało znaczące newsy o tym, że: wykradziono czyjeś prywatne zdjęcia albo włamano się na konto bankowe (bo beztroski właściciel nie wylogował się z publicznego wifi).................



Powieść jest świetnie skonstruowanym thrillerem. Trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Akcja dynamiczna, wartka- nie pozwala się nudzić ani przez chwilę.  Przypomina mi trochę powieści Dana Browna. To sama szybkość i migotliwość. To samo wieloaspektowe spojrzenie.  Mam tylko jedno "ale".... Zdecydowanie rozczarowujące zakończenie. Brownowi się to jednak nigdy nie zdarzyło... Nad tym ubolewam. Tak wspaniale skonstruowana fabuła, zasługiwałaby na bardziej spektakularny, porażający finał. Czegoś zabrakło. Być może jest to zabieg świadomy. Problem nie zostaje w żaden sposób rozwiązany. Bo może rozwiązania po prostu brak na dziś dzień? Ale to chyba jedyny zgrzyt i zdecydowanie proponuje nie zwracać na niego uwagi- to raptem kilka ostatnich stron. Miłego czytania!

P. S. Jeśli świat naprawdę stanie się globalną wioską, ja schodzę do podziemia. Tam przynajmniej będzie cisza- warunki idealne do czytania:).

Komentarze

Popularne posty