O wielości desygnatów słowa ŚMIERĆ... (Izabela Kawczyńska "Balsamiarka")

Spotkałam dziś niezwykłą osobę. Jest szczera i bezpośrednia- zawsze mówi co myśli. A mówić to ona potrafi, nie ma co! Nie tylko o wszystkim, ale i zupełnie inaczej niż wszyscy. Jednym słowem- ma kobieta gadane. I spostrzegawcza jest nadzwyczajnie. Kiedy obserwuje człowieka, od razu wiadomo, że rejestruje każdą najmniejszą szczelinę, każdy zakamarek ciała i duszy. Ponieważ  zna się na człowieku. Nauczyła się go od podstaw. Wiedziała jak się ten człowiek zaczyna, a jak się kończy- to wiedziała od a do zet, w całej rozciągłości. Tylko śmierci, tak do końca, nie umiała sprecyzować. Czy to już ta śmierć? Pytała, patrząc z góry na swojego nieboszczyka. A potem zabierała się do roboty z delikatnym uśmiechem. A może byś tak jednak wstał mój Łazarzu? Chociaż... kto by chciał umierać dwa razy..?

Dziś będzie groteskowo i absurdalnie, ironicznie i cynicznie, fascynująco i odpychająco. Będziemy się też bać, ponieważ zetkniemy się z nieodwołalną ostatecznością i wszystkimi jej atrybutami: rozkładem, gniciem, swądem i robactwem. Przewodniczką będzie ona, tytułowa Balsamiarka.

Muszę przyznać, że zostałam znokautowana przez tę powieść. Czuję się rozłożona na łopatki. I muszę o niej myśleć. Oj tak. Muszę myśleć o mojej Balsamiarce, ponieważ jej słowa toczą mój mózg, niczym białe larwy ciało trupa. I wiem, że powinnam przeczytać książkę jeszcze raz, a może i kolejny, żeby móc odtwarzać ją z pamięci. To nie jest pozycja dla wrażliwych i niezdecydowanych. Taka dosłowność może człowieka  rozstroić, rozchwiać i zdestabilizować. Więc, albo się tego chce i wyraża na to zgodę, albo powinno się zostawić "Balsamierkę" w spokoju. Ale ja nie wyobrażam sobie tego drugiego, ponieważ jest to powieść absolutnie perfekcyjna. Bo to się właśnie czyta, dla takich chwil warto poświęcać swój czas. Bo oto mamy do czynienia z geniuszem. Obcujemy z geniuszem. Ocieramy się geniusz.

"Balsamiarka" jest debiutancką prozą Kawczyńskiej, parającej się dotąd poezją. I znać to od razu- taki ogląd rzeczy może mieć tylko artystka. Warstwa językowa jest niepodważalnym atutem powieści- to ciągłe żonglowanie słowem, w jego najbardziej elementarnym wymiarze, niemal na poziomie fonemu. I ogromne bogactwo środków wyrazu: od wysublimowanych porównań i metafor, do groteski i absurdu z najwyższej półki. To uczta dla oka i umysłu. Nie raz chciałam podczas lektury wykrzyczeć: najdroższa Balsamiarko, jak ty umiesz ubierać w słowa myśli i uczucia- tyle razy myślałam to samo, ale nie miałam pojęcie, że można to w taki sposób wypowiedzieć. A trafność spostrzeżeń idzie tu w parze z soczystością języka, bo nasza bohaterka- narratorka nie przebiera w słowach. Jej wypowiedzi są dosadne, kanciaste i jędrne. A przy tym tak trafne, jakby były samą esencją słowa. I już po przeczytaniu pierwszej strony przygotowałam fiszki i ołówek, bo taka skarbnica złotych myśli rzadko się zdarza. I nie zaznaczyłam NIC, ani jednego zdania. Przecież nie będę przepisywać całej książki....

A sama bohaterka, to niewątpliwie moja bratnia dusza. Słuchałam historii jej życia z wypiekami na twarzy, jak opowiadania starej doświadczonej znachorki. Nie inaczej- ona już wszystko zrozumiała, wszystko pojęła i poznała. Wie, że życie może być piękne i zaskakujące, ale jak nikt ma świadomość, że bywa pasmem rozczarowań. Tak wygląda życie, naprawdę? To jest małżeństwo? To jest miłość? Tylko tyle? W końcu: to jest ta śmierć??? Tak. Tak się kończy życie. Pozostaje tylko problem ciała... Jak je oporządzić, złożyć na powrót do kupy i oswoić w nowej formie. Tym właśnie zajmuje się Balsamiarka. I dobrze, że zmarłych już wtedy nie ma i nie muszą tego widzieć...

Dla każdego kiedyś śmierć stanie się tematem osobistym. I nie mam na myśli własnej, osobistej śmierci- tą przyjdzie nam przyjąć zdecydowanie łatwiej niż śmieć ukochanej osoby. Pójdzie więc i załatwi, i zapłaci. A potem nawet stwierdzi, że uroczystość się udała. I będzie się starał nie myśleć o tym, co działo się pomiędzy oddaniem swojego umarłego w ręce specjalistów, a momentem, gdy stanie nad jego trumną. I dlatego bałam się tej książki, ale postanowiłam być odważna i nie dać się pokonać lękowi. Z miłości i szacunku dla Moich Zmarłych, o których codziennie myślę, których codziennie widzę, i z którymi codziennie- czasem zupełnie nieświadomie- odbywam w głowie długie rozmowy. Postanowiłam, w duchu Gombrowicza, zbratać się z "Balsamiarką". Choćby była nie wiem jak odpychająca.  Bo życie kończy się śmiercią zawsze. I ona, w swoim fizycznym wymiarze, nie jest w żaden sposób piękna. Ale zmierzyć się z nią musi każdy.

"Balsamiarka" to najbardziej moja powieść ze wszystkich dotąd przeczytanych. Chciałabym ją napisać, gdybym w innym życiu przypadkiem została pisarką. O jakże wielką byłabym pisarką, gdybym ją napisała...



Komentarze

  1. Nie kojarzyłam tej książki, ale teraz jestem jej bardzo ciekawa! ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo polecam:) Długo nie wychodzi z głowy!!!

      Usuń
  2. Pierwszy raz widze na oczy tytuł tej książki, ale po Twojej recenzji wiem. Po prostu wiem, że MUSZĘ ją przeczytać. Dzięki. :)

    straszliwabuchling.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę! I nie wahaj się ani chwili, bo rzadko się zdarza tak fascynująca i mądra pozycja:)Miłego czytania!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty