Perspektywa beztechnologiczna... ( Lars Wilderäng "Rozgwieżdżone niebo")

Kolejna postapokaliptyczna wizja. Zupełnie przyjemna w odbiorze, ale wtórna do bólu. A wydawała się bardzo intrygująca. Przyznam, że to moje pierwsze spotkanie z autorem i jedno z niewielu do tej pory doświadczeń z literaturą skandynawską w ogóle- muszę się koniecznie dokształcić w tej dziedzinie. Po książkę sięgnęłam, ponieważ to jeden z moich ulubionych nurtów i nawyk:). Jeśli na okładce widnieje wzmianka o postapokalipsie to po prostu zgarniam i zabieram. Książka jest bardzo zgrabnie napisana. Czyta się więc sprawnie i szybko. I istotnie- pierwsze stronice dają nadzieję na pomyślny rozwój akcji. Fabuła, rozbita na kilka równoległych wątków, zdaje się skrywać bardzo intrygującą zagadkę. Niestety, zawiodą się ci, którzy oczekują jakiekolwiek novum w temacie kataklizmów i "końców świata". To wszystko już znamy. Ale nie oznacza to, że nie warto poznać historii, ponieważ jest całkiem ciekawym spojrzeniem na próby odnalezienia się w specyficznej rzeczywistości, trudne decyzje, konfrontacje- egzystencję, w świecie pozbawionym swoich technologicznych- widowiskowych i niezastąpionych, a jednak tak kruchych i ulotnych- podwalin. 

Pewnego dnia zaczyna dziać się źle. Liczne awarie telefonów, komputerów, samochodów i wszelkich innych sprzętów i dogodności życia codziennego, zaczynają psuć nastój i misterne grafiki zajęć, pogrążonych w rutynie mieszańców szwedzkich, większych i mniejszych, aglomeracji. Początkowo rzadkie, ale z czasem coraz częstsze i bardziej irytujące, przerwy w dostawie prądu, budzą czujność i niepokój bardziej spostrzegawczych bohaterów. Sądzę, że u namiętnych użytkowników portali społecznościowych, już takie symptomy wywołałyby drgawki złości i strachu przed niemożnością wrzucenia zdjęcia dzisiejszego śniadania na swój wypielęgnowany profil:P. Ale bez takich. Tutaj problem sięga znacznie głębiej, gdyż w dobie skomputeryzowania dosłownie wszystkiego, funkcjonowanie bez technologii jest po prostu niemożliwe. Nie działają elektrownie ani żadne placówki użyteczności publicznej. Nie można zrobić zakupów- niesprawne terminale. Nie można się przemieścić. Nie ma jedzenia, nie ma leków, nie ma wody. I nie ma nadziei na poprawę, ponieważ zasoby wyzyskują się w mig. Niepokojące są również objawy chorobowe, obserwowane u coraz szerszej grupy ludzi. Powoli świat zaczyna pogrążać się w chaosie i teraz okaże się, kto ma na tyle samozaparcia i sprytu, żeby przetrwać ten burzliwy czas zmian.

To nie jest nowy scenariusz. To, co pociąga w tej  opowieści, to sposób przedstawienia losów poszczególnych bohaterów i dość zgrabne rozwiązania fabularne. Mamy kilka skrajnie różnych charakterów i osobowości, które radzą sobie z kataklizmem wedle własnych preferencji i możliwości. Ale, jak się później okazuje, wszystkie one dążą do jednego punktu. W pewnym miejscu, o pewnej godzinie, ich losy się splotą. Nastąpi ostateczna konfrontacji oraz weryfikacja. A wszystko to zadecyduje o kształtach przyszłego, powstałego na zgliszczach ponowoczesnej cywilizacji, świata.

Brak to absolutnie amerykańskiego splendoru i spektakularności, tak charakterystycznej dla tego typu opowieści.  Wilderäng stosuje strategię zrównoważonej, stoickiej narracji. I jego bohaterowie są bez wyjątku opanowani, spokojni i stateczni. Mnie to zdecydowanie nie przeszkadzało, a jedynie lekko zdziwiło (jestem dzieckiem wychowanym w kulcie popularnej wizji katastroficznej zagłady, pełnej wybuchów, fajerwerków, ucieczek i pościgów:). To była miła odmiana. Jeśli miałabym porównywać książkę do czegoś już znanego, to z pewnością byłby to "Ostatni brzeg", o którym pisałam już na blogu, ze względu na jego kameralność i specyficzny sposób snucia historii. Nasuwa mi się również "Berserk" Pawła Majki. U niego też przedstawione został różne punkty widzenia oraz rozmaite strategie przetrwania. Ale to jest skojarzenie bardzo, bardzo luźne-  pewnie po części wynikłe z równoczesnego czytania obu pozycji. 

Nie mogę powiedzieć, że "Rozgwieżdżone niebo" to w jakikolwiek aspekcie świeże spojrzenie na postapokalipsę. Znajdziemy tu te same, stale powtarzające się chwyty i strategie, charakterystyczne dla gatunku- tak oczywiste, że wytrawnych czytelników, mogą już na wstępie zniechęcić i zniesmaczyć. Bo po co znowu to samo? Ale te historie (jest ich tu trochę) są naprawdę zajmujące. Może ze względu na to, że są tak różnorodne? Jak dla mnie atutem jest dość wnikliwe spojrzenie na pragmatyczne problemy człowieka w obliczu braku absolutnie wszystkiego. Co zrobić z ciałami umarłych, jeśli nie można liczyć na wsparcie żadnych instytucji? Jak sobie poradzić z nagłym deficytem leków na przewlekłe choroby? Co zrobić ze zwierzakami domowymi, kiedy samemu cierpi się głód? I mnóstwo tego typu sytuacji, nad którymi w normalnych okolicznościach nikt się nie zastanawia. To też przegląd różnych społecznych postaw, ideologii, poglądów, i wynikających z nich decyzji. W sumie- zupełnie udane studium ludzkich reakcji w obliczu globalnego, wszechogarniającego kryzysu. 

Czekam na tłumaczenie kolejnych tomów, licząc na coś bardziej odkrywczego. A "Rozgwieżdżone niebo" polecam wszystkim kolekcjonerom wizji postapo, jako ciekawe dopełnienie ich dotychczasowej przygody z tym nurtem.




Komentarze

Popularne posty