Dla Elizy Pospolitej, czyli ile waży kilo puchu? (Aleksandra Tyl "Miłość wyczytana z nut")

Mam ostatnio szczęście do takich... pospolitych historii. Niestety, tak właśnie wyglądają moje próby odnalezienia się w temacie lekkiego romansu. Nie działa ani metoda rekomendacji, ani system chybił- trafił. Na dziesięć pozycji- dziewięć "chybił". Nic mi się nie podoba. Potrzebuję lektury lekkiej, ale kilo pierza waży tyle samo co kilo miedzi, więc ta lekkość ostatecznie mnie przytłacza. Chyba to rzucę w diabły! Jeszcze jedna taka Eliza i umrę śmiercią nie nagłą, ale długą i jednostajną, przygnieciona monotonią i nudą, z cichym: "Elizo, obudź się, tupnij chociaż nóżką..."- zastygłym na ustach...

Co to jest w ogóle za kobieta, ta Eliza!? To mimoza jest! Istna ameba! Brrr! Mogłabym ją zabić, a później to opisać!:) Może jako trup okazałaby więcej emocji... Nie ma litości ani zrozumienia dla takich niedookreślonych tworów kobiecopochodnych. TO JEST ZŁA BOHATERKA- skonstruowana tak topornie, że aż chce się wziąć siekierę i odrąbać to i owo. Krzycz Elizo, okaż jakieś reakcje charakterystyczne dla żywych organizmów. Ożyj!

Jak to możliwe, że tak beznamiętna historia może wywołać tak emocjonalną reakcję? Bo ja nie wiem, jak tak można popsuć książkę? Poprawka- historia jest niezła, to Eliza ją niszczy- niweczy wszystko co mogło być dobre i udane. A było kilka takich obiecujących elementów. "Miłość wyczytana z nut" jest napisana bardzo poprawnym stylem- lekkim, barwnym, odrobinę żartobliwym, trochę zadziornym. I fajnie- gdyby udało się uniknąć egzaltacji w takiej miłosnej opowieści, to by było na duży plus. Gdzieś w połowie  zrobiło się odrobinę zbyt ckliwie, jak na moje możliwości, ale ok- da się to przejść. Nie powiem też, że nie byłam ciekawa samej historii i jej finału. No... w końcu dotrwałam do końca, chociaż był przewidywalny. Zdarzyło się kilka takich zwrotów akcji, które zadziałały na korzyść powieści.

Ale nawet bohaterowie w tle-chociaż sympatyczni i ciekawi w swej prostolinijności- nie mieli szansy uratowania tej historii. Jedna Eliza i wszystko w diabły. Co ona takiego zrobiła? Ano właśnie. Ona NIC nie zrobiła. Miała wszelkie środki, by zrobić COŚ, a nie zrobiła NIC. No więc tak:

-Eliza, 
-lat 28 (młoda),
-wykształcenie: wyższe pedagogiczne,
-praca w zawodzie (świetlica środowiskowa),
-rodzina i znajomi: zdrowi, wspaniali rodzice, kochająca babcia, cudowna, wierna przyjaciółka, lubiani i sympatyczni podopieczni, miła i LUDZKA szefowa (!),
- WŁASNE MIESZKANIE.
- zdrowa, niezależna, zaangażowana w pracę, ładna,

i....

- nieszczęśliwa, nieusatysfakcjonowana, niezdecydowana,
- ma poczucie, że nic w życiu nie osiągnęła, bo... nie ma jeszcze męża (mamy XXI wiek- to powieść współczesna), więc jest smutna,
- dwóch adoratorów- lekarz i skrzypek (nie wie którego wybrać, każdego spotkała dwa razy w życiu- już planuje rodzinę),
- na str. X twierdzi, że nie znosi Bruna, na str. X+1 myśli o nim, na str. X+2 już go chyba kocha, na str. X+3 nie może bez niego żyć, ale... na spotkanie nie poszła- pojechała z Adamem (bo lekarz, bo zamożny, bo ma ładne ciuchy i sportowe auto),
- nie ma pojęcia o ANTYKONCEPCJI, 
- robi co jej każą i zawsze bierze winę na siebie (zdradził, bo... o niego nie dbałam),
- NIEWOLNICA.

Jak się odprężyć przy lekturze, kiedy kobieta wyczynia takie rzeczy. Żadna historia tego nie udźwignie. Nawet najlepszy scenariusz upada, gdy główną rolę gra kukła. Czuję się urażona jako kobieta, że mi się podsuwa taką literaturę, mówiąc, że to takie kobiece, że poprawia nastrój, że o pięknej miłości, że z muzyką w tle. A guzik! Ani miłości, ani muzyki nie zaznasz tu czytelniku. Tu się odbył jeden koncert- to miały być te miłosne nuty?!  
 
Doprawdy. Nie wiem. Niby lekkie, a ciąży mi na sercu. Może by tak spalić tę książkę? Albo poplamić mocnym espresso? Jak się pozbyć tej Elizy? Boję się jej! Niech zniknie!

Komentarze

Popularne posty