Jezus? Jezus mieszka tam za rogiem... (Philip José Farmer "Jezus na Marsie")

Swego czasu zaczytywałam się w opowiadaniach w duchu clerical fiction.  A powstało tego naprawdę bardzo, bardzo dużo. Z reguły były to polskie publikacje, na Farmera nie trafiłam wówczas, ale jego nowela od razu skojarzyła mi się z "Ziemią Chrystusa" Jacka Dukaja- bardzo podobne schematy. W obu przypadkach następuje nieoczekiwane spotkanie z Mesjaszem, który nie skonał na krzyżu, ale pozostał wśród ludzi, chociaż nadal jest Bogiem. Natomiast bohaterowie muszą stawić czoła konsekwencjom, jakie niesie za sobą takie przeszeregowanie.  Sposób opowiadania również jest zbliżony- i Dukaj, i Farmer stosują szczątkową fabułę, skupiając się głównie na ROZWAŻANIACH.

Ale ograniczając się do właściwego przedmiotu moich dywagacji- "Jezus na Marsie" to nie jest łatwa książka. Nie tyle ze względu na tematykę, co z uwagi właśnie na formę. Bardzo długie dialogi są zdominowane przez treści o charakterze filozoficznego traktatu- wątpliwości, niepewności, przemyślenia, analizy, setki pytań. I bardzo niewiele odpowiedzi. O ile początkowo (oczywiście u kogoś zainteresowanego tematem) może to wzbudzać ciekawość, o tyle w połowie drogi, kiedy nadal nic się nie dzieje, książka zaczyna być nużąca. To ten właśnie typ fantastyki- refleksyjnej, niespiesznej, z pogranicza nauki i filozofii.

Mnie książka zafascynowała, pomimo tego, że nie znalazłam w niej nic nowego, nic o czym bym już wcześniej nie słyszała. Nawet rozwiązanie nie jest jakoś szczególnie  porywające. Ale jest w tym coś inspirującego. I nie- nie chodzi o kontrowersje odnośnie łamania religijnego tabu.  Jezus już tyle razy schodził z krzyża i robił rzeczy niezgodne z chrześcijańskimi doktrynami, że szoku raczej nikt nie dozna. No, może lekkiego zdziwienia- nic więcej. Chodzi bardziej o głębsze sensy związane z ludzką naturą, o zdolność człowieka do racjonalnej analizy zjawisk zupełnie nieracjonalnych, o sposoby oswajania się z obcym, nierozpoznanym, nieschematycznym. Żeby była jasność- na tym polu też rozważania autora nie są szczególnie odkrywcze. 

Jest jednak coś, czego nie spotkałam wcześniej, albo spotkałam, ale nie zwróciłam uwagi, ponieważ było za słabo wyeksponowane. U Farmera bohaterowie są przedstawicielami różnych wyznań. Ich postawy stanowią podstawę do wszelkich rozważań- to one sprawiają, że te teologiczne dysputy są tak ciekawe. Rzeczywistość zastana przez naukowców na Marsie- świat, w którym Jezus jest fizycznie obecny, i szczegółowo opracowuje plan ponownego przyjścia na Ziemię, dla każdego z nich jest skomplikowana na innym poziomie. Ograniczają ich różne doktryny, przekonania, wierzenia, rytuały. Konfrontacje poszczególnych religii ze sobą, oraz faktem, że Jezus stoi sobie o tu obok, nieopodal, decydują o walorach tej książki i czynią ją tak wyjątkową.   

Żeby oddać sprawiedliwość autorowi, muszę wspomnieć o samym świecie przedstawianym, który jest całkiem, całkiem:). Może nie jest to coś genialnego, ale poniekąd zaspakaja głód nowości i niestandardowości- antropologiczny kolaż, rozmaite rasy o skomplikowanym pochodzenia, ich powiązania z człowiekiem, wpływ na historię, technologia, skolonizowany Mars. Fakt, trzeba się bardzo skupić, żeby to wszystko wyłowić z ogromu treści natury filozoficznej, ale jak już się uda, to okazuje się, że to całkiem ciekawe było:). Nie będę ukrywać- ja się pogubiłam w pewnym momencie. Nie mogę sobie przypomnieć, jak doszło do tego, że Jezus się na tym Marsie znalazł... Poważnie:) No nie pamiętam. Ale niech to będzie dowód, że w trakcie lektury, takie szczegóły schodzą na drugi plan. Bo jakie to ma znaczenie, kiedy chrześcijański świat wali się w posadach?!

Skoro ma być górnolotnie i naukowo, zdało by się sformułować  jakieś wnioski z lektury. Nie będą one zbyt konstruktywne, ani wyszukane. Według mnie Farmer pokazał wyraźnie, jak krucha jest ludzka duchowość, jak łatwo nią zachwiać. Bezpośredni, fizyczny kontakt z tak kultową postacią jak Chrystus, to jedynie pretekst do obnażeni prowizoryczności samego konstruktu wiary. To coś co mnie dopada w chwilach zwątpienia, czyli ogromna przepaść pomiędzy tradycją i kultem, który jest częścią mojego życia, a nauką i suchymi faktami, które podają nasze duchowe przekonania i religijne dogmaty w wątpliwość.

Oczywiście, żadnych odpowiedzi tu nie ma. Same wątpliwości. Jeśli ktoś ma ochotę na główkowanie- bo to zdecydowanie grozi przy okazji lektury "Jezusa na Marsie"- to polecam. Ale polecam NIEŚMIAŁO,  ponieważ to jednak dość specyficzne s- f. Nie każdemu przypadnie do gustu. Chociaż zdecydowanie każdemu przydałoby się czasem POMYŚLEĆ (to tak ogólnie, abstrahując od samej książki:)...


Komentarze

Popularne posty