Z prochu powstałeś, lecz czym się stałeś?! (Ilsa J. Bick "Prochy")
Nie ma co ukrywać, że półka z nowościami dla młodzieży jest moją ulubioną półką w bibliotece. Traktuję nabyte tam egzemplarze, jako najlepszą pod słońcem rozrywkę i miły przerywnik w analizowaniu "Bardzo Wielce Mądrej i Ambitnej Literatury". Spodobała mi się okładka "Prochów". Więc, jako prosty człowiek, zabrałam je do domu. Czyż istnieje lepsza rozrywka niż możność zatonięcia w lekkiej, niezbyt wymagającej lekturze, z kubkiem gorącej kawy i pysznym ciastkiem z czekoladą? Ot, taka dygresja... Pomimo zaznania w życiu wielu miłych przeżyć i rozrywek, nie znalazłam niczego, co podobałoby mi się tak dalece i ogromnie. Toteż i tę powieść przeczytałam z przyjemnością, chociaż nie odnalazłam w niej tego, czego szukam w literaturze młodzieżowej. Wyrazem tego niech będzie autorski, tytułowy rym "częstochowski".
Dlatego zbyt wiele do powiedzenia nie mam, bo też książka nie jest jakoś specjalnie zajmująca. To znaczy, jest niezłym czytadłem, wchodzi bez oporów, ale nie ma w sobie niczego nadzwyczajnego. W większości niestety składa się z klisz. Właściwie w całości "Prochy" stanowią kolaż ułożony z elementów dobrze znanych fanom postapokalipsy, fantastyki czy horroru. Aczkolwiek nie jest tak, że fakt ten stanowi jakąś istotną przeszkodę w lekturze, która przebiega gładko i zupełnie sprawnie.
Tematem przewodnim "Prochów" są losy nastoletniej Alex, która musi odnaleźć się w nowym, nieprzyjaznym świecie. Po tajemniczym impulsie, niebo przeszywa nagły błyski, i w czasie krótszym niż jedna setna sekundy, większość ludzi na ziemi umiera, cześć z ocalałych zapada na potworną chorobę, a reszta musi walczyć o przetrwanie. Alex rozpoczyna długą i niebezpieczną podróż.
Książka jest skierowana do nastoletniego odbiorcy i z pewnością zaspokoi jego zapotrzebowanie na krwistą, mroczną, niecodzienną historię. Nie posiada jednak tego magicznego "czegoś", co czyniłoby ją wyjątkową. Zdarzało mi się spotkać zdecydowanie lepsze powieści młodzieżowe, a od kiedy przeczytałam "Diabolikę", moje oczekiwania względem tego typu literatury poszybowały w górę. Życzyłabym sobie większego polotu, innowacyjności, nieprzewidywalności i zaskoczenia.
Tymczasem jest jedynie poprawnie. Ale nie jest to ocena zła:). W przypadku, gdy łączy się tyle wątków i zagadnień w jednym, łatwo można zatracić sens i jasność. Takie było moje pierwsze wrażenie z lektury. Bo i apokalipsa, i niewyjaśnione śmierci, i kanibale, i cudowne dary, a potem jeszcze tajemnicza osada, a w niej fanatyczna sekta. O wątku miłosnym nawet już nie wspomnę. Można uznać to za zbytnią "fabularną" gorliwość, niezdecydowanie czy nieporadność. Ale tu akurat wszystko poszło dobrze- opowieść trzyma się kupy, mówiąc kolokwialnie. Momentami nawet wzbudza ciekawość, a to już dużo:). Mnie szczególnie zainteresował ten religijny wątek- zapowiadało się coś nieco bardziej oryginalnego, ale nie zostałam zaspokojona w tej materii...
Napisana zręcznym, acz niezbyt porywającym stylem historia, nie posiada jednak, według mnie, odpowiednio mrocznej i intrygującej atmosfery. Takiej, która korelowałaby z podjętym tematem. Nie jest to może dysonans, który bardzo razi, ale zdecydowanie daje się to odczuć, gdzieś w połowie czytania, kiedy akcja gwałtownie zwalnia i na moment zaczyna wiać nudą... Jest to tylko chwilowe załamanie, ale takie bywają najbardziej irytujące. Brak też jasnego zakończenia, co szczególnie mierzi, gdy się nie doczytało, iż książka jest początkiem dłuższej serii...
Poleciłabym "Prochy" czytelnikom, którzy nie wymagają specjalnej innowacyjności, ale lubują się w historiach nieco krwawych i wystarczająco ciekawych, by im poświęcić jeden czy dwa wieczory, jak ten właśnie młodzieżowy średniaczek (z kciukiem skierowanym ku górze- w odróżnieniu od średniaczka z kciukiem do dołu, który oznacza, że raczej czytać nie warto). I tyle... Nie mam nic więcej do powiedzenia... :)
Komentarze
Prześlij komentarz