Był sobie czarny, czarny las... Rzecz o urokach pradawnej puszczy. (Anna Głomb "Śmierciowisko")
Ach! Ach! Ach! Czyż to nie brzmi ekscytująco?! Pradawna puszcza, serce pradawnej puszczy, mroczna, gęsta, stara puszcza... Nigdy nie byłam w puszczy- ani pradawnej, ani w żadnej:). Ale ciary mam na samą myśl o tej powieściowej puszczy i tego, co w niej siedzi. MAGIA, CZAR, TAJEMNICZE DZIEDZICTWO. Skryte w wilgotnej, zimnej, żywej i oddychającej otchłani niezmierzonego lasu. Pełznie po lepkiej od rosy, przepojonej intrygującą mieszanką zapachów runa i pleśni, ściółce. Chce dotrzeć tam, gdzie wszystko ma swoje źródło, chce poznać wszystkie sekrety i... chce przejąć władzę nad wszystkim.
Kolejny wspaniały, prozatorski debiut! Serce rośnie na myśl, o tym, że po świecie chodzą ludzie obdarzeni taką wyobraźnią! Przepyszna uczta dla amatorów dzieł z pogranicza gatunków. Bo nie będzie to zwykła postapokaliptyczna historia, ale zgrabnie skrojony mix kryminału, grozy i fantastyki. A wszystko zapośredniczone w ludowym dziedzictwie. Fenomenalnie!
Jest to ten rodzaj postapokalipsy, który podoba mi się niezmiernie- powrót do natury, do życia wedle prawideł przyrodniczych, wedle odwiecznego cyklu pór roku i faz księżyca. Gdzieś z tyłu głowy tkwi nikła myśl o utraconej cywilizacji i technologii, ale zmiana przychodzi sprawnie i gładko. Tak też żyją mieszkańcy osady Bukowsko od kilkudziesięciu lat- uprawiają ziemię, zbierają plony, żywią się darami ziemi i... lasu. Ale las to twór bardzo tajemniczy i skryty. Z jednej strony jest sprzymierzeńcem, z drugiej zaś zazdrośnie strzeże swoich mrocznych sekretów. A ma ich wiele, ponieważ w jego odmętach czai się zło.
To jest wielką zaletą "Śmierciowiska". Kiedy już poznamy mieszkańców osady, kiedy przywykniemy do niespiesznego trybu ich życia, nagle spokój zostaje zmącony przez dziwne, niezrozumiałe zdarzenia. Coś spogląda w okna chat po zapadnięciu zmroku. Coś bardzo nieprzychylnego i złośliwego. Coś starego jak świat, a jednocześnie zupełnie nowego dla naszych bohaterów. Jest bardzo daleko, a jednak czuć jego oddech na plecach. Żeby dowiedzieć się co to takiego, trzeba zapuścić się w głąb owej pradawnej, mglistej puszczy. W samym jej sercu znajdziemy odpowiedź. A będzie ona zupełnie niespodziewana.
Plastyczne, barwne, sugestywne opisy oraz wartka akcja, sprawiają, że powieść czyta się jednym tchem. Jest niewątpliwie wciągająca i nie pozwala się nudzić. Finał jest zaś majstersztykiem. Ja takie nieoczekiwane rozwiązania ubóstwiam- zaskakujące, ale też nie do końca wypowiedziane, zbudowane na domysłach, olśnieniach, przebłyskach. Intrygująca fabuła prowadzi do błyskotliwego zakończenia. Zapewnia wspaniałą rozrywkę, a jednocześnie posiada drugie dno. Coś co zmusza nas do analizy i namysłu. Uczta, uczta, uczta!
Mam zastrzeżenia do stylu, który jest bardzo niejednorodny. Nie sądzę, żeby to było zamierzone działanie. Śmiem twierdzić, że to wpadka. Ogromna przepaść dzieli, wspomniane wyżej, wprawnie i niebanalnie skonstruowane opisy, oraz, momentami naprawdę bardzo niedopracowane fragmenty, które wymagającego czytelnika mogą zniechęcić i zniesmaczyć. Doroty natomiast nie mogę uznać za wymarzoną główną bohaterkę. Nie polubiłam jej. Bywała denerwująca i infantylna. Ale nie ma takiej wady, która by mi przysłoniła całościowy, spójny, wciągający i efektowny obraz, stworzony przez Annę Głomb.
Od kiedy przeczytałam "Śmierciowisko" spoglądam na las nieco inaczej. Żeby była jasność- dookoła mnie lasów nie brakuje, ale ja do lasu chadzam rzadko. Jagody i grzyby kupuję w markecie:). Z lasem łączy mnie pewnie tylko opał, którym palę zimą w kominku. Tak niestety jest. Ale kiedy czasem przejeżdżam polną drogą, nieopodal lasu, zawsze z niepewnością spoglądam na ten las. Przede mną wyrasta ogromny labirynt. Z moją nikłą orientacją w terenie zapewne zgubiłabym się po dziesięciu metrach. Przypominam sobie wówczas tę okropnie mroczną, starą, bajeczkę nie-bardzo-dla-dzieci, którą opowiadał mi tata w dzieciństwie (co oczywiście świadczy o jego odrobinę lekceważącym stosunku do dziecięcego, płochliwego umysłu:):
Był sobie czarny, czarny las,
a w tym czarnym, czarnym lesie,
stał taki czarny, czarny dom,
a w tym czarnym, czarnym domu
była taka czarna, czarna izba...
I tak dalej. Czytając "Śmierciowisko" miałam wrażenie, że wkraczam do owego ciemnego lasu, i że w jego środku znajdę dokładnie to, co obiecywał nieznany mi autor powyższej makabreski...
Komentarze
Prześlij komentarz