O surrealizmie istnienia, czyli czy dwie pół-prawdy dają w sumie całą prawdę? (George Harrar "Sieć podejrzeń")
Raz na wozie, raz pod wozem. Po mrokach średniowiecza, blask odrodzenia. Mam nadzieję, że na lekcjach języka polskiego sinusoida Krzyżanowskiego jest omawiana już tylko jako ciekawostka, ale kto wie? Za moich czasów, ten bzdurny podział był traktowany jako najprawdziwsza prawda. Szczęściem człowiek "mądrzeje" z wiekiem i zaczyna myśleć deczko bardziej samodzielnie. Ale jak się coś porządnie utrwali, to już tak trwa utrwalone i odporne na wszelkie uszkodzenia. I ja tak właśnie, kiedy coś odbywa się wedle schematu dobre- złe, myślę o tej nieszczęsnej sinusoidzie...
Zła książka- dobra książka- zła książka- dobra książka. Tak to mniej więcej ostatnio przebiegało. I tak, jak oczywistym jest, że po baroku MUSIAŁO (przecież nie miało innego wyjścia:) nastąpić oświecenie, tak ja po przeczytaniu okropnego "Belfra" MUSIAŁAM (choć odbyło się to drogą losowania) sięgnąć po książkę dobrą. A "Sieć podejrzeń" jest bardzo dobra- świetne napisana, idealnie zrównoważona. Jak na dreszczowiec, jest też dość subtelna. Oznacza to, że dreszcze nie będą aż tak mocne, jak w przypadku rasowego, mocnego thrillera. To będą dreszcze raczej na poziomie mrocznej obyczajówki. Ale w żaden sposób nie chcę wartościować obu tych kategorii. Każda z nich jest w porządku. A omawiana historia reprezentuje bardzo wysoki poziom.
Evan to wykładowca uniwersytecki, właśnie wydał pierwszą książkę, ma wspaniałą żonę i dwoje dzieci. Jego bardzo poukładane i dość szczęśliwe życie, nagle zostaje zagrożone. To początek tytułowej sieci. Evan zostaje oskarżony o porwanie pewnej młodziutkiej dziewczyny. To, co początkowo wydaje się być jedynie fatalną pomyłką, z biegiem czasu okazuje się być coraz bardziej prawdopodobne.
Akcja snuje się w zwolnionym tempie. I właściwie to tempo nie zmienia się do końca. Można by uznać, że jest to wada, ponieważ od dreszczowca oczekujemy jednak pewnego postępującego dynamizmu. Ale tutaj tego nie ma. Moim zdaniem jest to przemyślany i udany zabieg. Wszystko toczy się powoli, życie biegnie swoim utartym szlakiem, wszyscy robią co nich należy. Tylko od czasu do czasu, ktoś nam wbija cieniutką igiełkę w nieoczekiwanym miejscu. Takie niegroźne szczypanko, o którym zaraz się zapomni. Potem kolejne, i kolejne. Za którymś razem w końcu nasuwa się przypuszczenie, że coś jest nie tak. Ale w żaden sposób nie można się domyślić z której strony dochodzą nas niepokojące odgłosy. Popłynęłam odrobinkę i udało mi się stworzyć kilka bardzo skomplikowanych scenariuszy zakończenia. Za każdym razem, gdy na jaw wychodził nowy fakt, ja już miałam gotowy pomysł na rozwiązanie:). Niestety nic z tego nie wyszło...
Historię poznajemy z punktu widzenia Evana, więc jest ona okraszona licznymi rozważaniami natury filozoficznej. Bohater jest specjalistą od kwestii moralności, i wielkim fanem Wittgensteina, dlatego jego dywagacje zawsze mają, mniej lub bardziej, akademicki wymiar. Według mnie, było to arcyciekawe, ponieważ skutecznie utrudniało rozwikłanie zagadki. Powstało kilka warstw, przez które należało się przebić, żeby dotrzeć do sedna. Jedną stanowiły suche fakty, bezdyskusyjne ślady, tropy, które nie ulegały żadnym wątpliwościom. Po drugie, obserwujemy samego Evana i jego rodzinę, dostrzegając pewne zgrzyty i niekonsekwencje, w tym niemal idealnym, sielankowym świecie ludzi zamożnych, wykształconych i zadowolonych z życia. Na końcu zaś, wszelkie sytuacje i fakty, zostają przefiltrowane przez umysł profesora. I nigdy nie wiemy do końca, na ile jego słowa są zupełnie własne, a na ile stanowią część akademickiej teorii.
To jest według mnie ta właściwa "sieć"- skomplikowana, zagmatwana, tu zaciemniona, tam zbyt jaskrawo oświetlona kompozycja faktów, domysłów, dążeń. Podejrzeń przybywa, i każdy z otaczających Evana ludzi, interpretuje je i przetwarza na własna modłę. Czy "prawda" ma szansę przebić się przez te wszystkie poziomy? I co to będzie za "prawda"- jedyna słuszna czy jedynie subiektywna?
Właśnie, właśnie. Kategorie prawdy i nie- prawdy, tak jak dobra i zła są przecież nieostre, niejasne, nieoczywiste. Każdy filozof wam to powie:P. Zło wcale nie musi być tak złe, jak powinno, a dobra książka, aż tak dobra jakby się wydawało. Dlatego też sądzę, że zakończenie historii, wielu czytelników może zupełnie rozczarować. Ja też w pierwszym odruchu byłam odrobinę zaskoczona. Ale jakby się tak głębiej zastanowić, ma to sens i cel. Nie będę zdradzać moich finalnych rozkmin, żeby nie psuć przyjemności z czytania. Ale zachęcam gorąco do własnych analiz, bo jest nad czym myśleć! Polecam!
Może w tym wypadku zadziałała nie tyle zasada sinusoidy, ile po prostu musiałaś przeczytać coś, co przywrócić Ci mogło wiarę w dobre książki? :P
OdpowiedzUsuń"Sieć podejrzeń" brzmi niezwykle ciekawie, w dużej mierze dzięki Twojej niedopowiedzianej recenzji. Boje się tylko, czy jako osobie zupełnie filozoficznie nierozwiniętej nie przeszkodzi to w jej odbiorze:P Mam nadzieję, że pewnego dnia się przekonam:)