W poszukiwaniu plantacji muchomorów... ( Iwona Banach "Czarci krąg")

Tytuł tak pokręcony, jak nasza dzisiejsza historia. Acz początkowo miał on brzmieć następująco: "Wsi spokojna, wsi wesoła...". Oryginalne to by to nie było, ale za to prawie idealnie adekwatne do zamierzonego, półprzewrotnego przekazu. Bo wieś spokojna nie była absolutnie, ale wesoła szalenie. Tylko to nie była wieś, a małe miasteczko...  Co nie umniejsza faktu, że książka Iwony Banach kipi humorem przeróżnej maści i barwy.

Nie jest to humor specjalnie błyskotliwy, ani wyrafinowany, ani nic z tych rzeczy. A jednak... jest zabawnie i śmiałam się wielokrotnie i podobało mi się to:). To taka swojska, rubaszna odmiana humoru, która być może nie zadowoli Bardzo Poważnego Odbiorcy. Ale ja jestem chyba na tyle prymitywna, że czuję się ubawiona i w jakiś dziwacznie pokraczny sposób spełniona. Mogę się poklepać dziarsko po brzuchu i klasnąć w dłonie z szerokim uśmiechem. Jestem czytelniczo sytym i najedzonym człowiekiem- pełnym jak wampir z Zagubina po krwistym, soczystym posiłku.

Tu niespecjalnie liczy się sama historia, bo też nie jest ona zbyt ciekawa. W lawinie gagów, okraszonych suto bardzo czarnym, wręcz grobowym humorem, można chwilami zupełnie zapomnieć, że oto mamy do czynienia z poważnym śledztwem w sprawie brutalnych morderstw i bezczeszczenia zwłok. Naprawdę nie da rady skupić się na tej intrydze, kiedy Dziunia postanawia zostać wampirem, dwie rezolutne staruszki poszukują ludzkiego, amputowanego ucha (bądź palca, bo palec też może być ostatecznie), Hanna udaje lolitkę w koronkowej, czerwonej koszulce "mejd in Czajna", a szalony profesor poluje na krwiożercze istoty pozaziemskie i namiętnie poszukuje muchomorów...

Żeby oddać sprawiedliwość autorce, muszę nadmienić, że rzeczona intryga nie jest zła. Jakoś tam się wszystko klei. Na koniec będzie nawet kilka niespodziewanek, ale to wszystko. Jeszcze raz powtórzę, że "Czarci krąg" to przede wszystkim  bardzo udana KOMEDIA.

Jednym z głównych atutów książki są fantastycznie skrojeni bohaterowie. Jest ich wprawdzie wielu i łatwo się pogubić, ale ci najważniejsi są tak jaskrawi i przerysowani, że nie da się zapomnieć. Nieważne co robią, i tak człowiek się śmieje. Taki urok groteski. Co tam morderstwa, co tam przegryzione tętnice!  Uczestnicy szalonego turnusu, składający się głównie z ekscentrycznych emerytów, oraz ich  zgryźliwa, baaardzo oszczędna i baaardzo sprytna gospodyni, biją całą resztę na głowę. Gdyby mnie ktoś teraz zapytał,  o co właściwie tam chodziło, odpowiedziałabym, że to nie ma absolutnie żadnego znaczenia! Już po paru stronach wiedziałam, iż będę się dobrze bawić. Ale w żadnym razie nie miałam zamiaru zaprzątać sobie głowy zagadkami kryminalnymi typu "zabili go i uciekł", gdyż to  jest rozrywka spod znaku "wyłącz myślenie, poluźnij gumę w gaciach".

Nie powiem, że to fenomen. Nie powiem, że nie czytałam lepszych komedii kryminalnych. Nie powiem, że nie było momentów, w których czułam już lekki przesyt i zniecierpliwienie. A jednak jestem zadowolona- tak, jak tylko może być zadowolony człowiek, który otrzymał sowitą dawkę pokręconej, prześmiesznej, frywolnej, groteskowej i przerysowanej literatury. Każdemu kto sięgnie po książkę, przepowiadam z pewnością godną fachowca, że niekontrolowane wybuchy śmiechu są tu gwarantowane!

Komentarze

Popularne posty