O duszy rozdartej, czyli rozdwojenie jaźni na sposób chińsko- amerykański... (Kat Zhang "Co ze mnie zostało")

Temat poważny, a ja tu sobie żartuję... Po części wina to dobrego nastroju, po części faktyczny stan mej duszy po przeczytaniu książki:). To nie jest zła historia! Absolutnie! Ale geniuszem nie trąci. Także nie wiem co Sarah J. Maas miała na myśli, piejąc z zachwytu..?

Gdybym miała ocenić książkę i usytuować ją jakoś w stosunku do innych pozycji młodzieżowych, z pewnością umieściłabym "Co ze mnie zostało" na jednej z górnych półek. Jak na debiut, jest to coś godnego uwagi- oryginalny pomysł, dobry warsztat, ciekawa koncepcja. Ale w połowie drogi zatrzymałam się, a w mojej głowie zaświtało pytania: "yyyyy... no i co dalej????".

Krótko na temat fabuły. W bliżej niedookreślonej przyszłości ludzie rodzą się jako hybrydy- w jednym ciele tkwią dwie odrębne dusze. Do pewnego momentu żyją one wespół, w zgodzie i harmonii, dzieląc sprawiedliwie władzę nad ciałem. Wymaga się jednak, żeby w wieku nastoletnim, nastąpiło "ustalenie". Dusza dominująca powinna przejąć całkowitą kontrolę, druga zaś musi wycofać się w cień, by potem zupełnie... zniknąć. Okazuje się jednak, że nie zawsze ten proces odbywa się gładko i bez zakłóceń. Czasem wszystko zostaje bez zmian, ten fakt jednak należy zachować w największej tajemnicy, ponieważ dorośli boją się hybryd jak ognia. Addie i Eva mają właśnie taki problem. Nie ustaliły się i są zmuszone do życia w konspiracji.

Interesujące i nieźle skonstruowane. Chociaż nie jestem fanką naszych głównych bohaterek- są dość niedojrzałe i bywają infantylne, to doceniam sam pomysł. Przede wszystkim zwracam uwagę na ogromny ładunek ideologiczno- emocjonalny. To przecież książka skierowana do nastoletniego czytelnika, a jednak sama problematyka jest poważna. Wątki, do których nas literatura młodzieżowa przyzwyczaiła (takie jak wielkie, nastoletnie zakochanie i problemy pokrewne:), tutaj zostały bardzo zgrabnie zminimalizowane, bo nawet jeśli się pojawiają, to w bardzo lekkostrawnej formie. Mamy natomiast dylematy ważkie, dotyczące człowieczeństwa, odpowiedzialności, rodzicielstwa, dojrzewania, a  nawet wojny i polityki. Przyznaję, że to zrobiło na mnie wrażenie, wzbudziło ciekawość, skłoniło do refleksji nad poruszanymi zagadnieniami. 

Jest w tej historii spora dawka dramatyzmu- i to nie byle jakiego. Niektóre wydarzenia wywołują autentyczne poruszenie- czasem bunt, czasem łzy, czasem szczere współczucie. Są sceny chwytające za serce. Jest garść górnolotnych, ale na wskroś prawdziwych myśli. Gdy mówimy o książce dla młodzieży,  to cenna lekcja i przekaz, który warto zaserwować młodym ludziom.  Tym bardziej, że "Co ze mnie zostało" jest świetnie napisane (i przetłumaczone- wiadomo:). Ja generalnie jestem zdania, że tylko książki poprawne warsztatowo powinno się udostępniać dzieciakom. Mówi się, że młode umysły chłoną wszystko jak gąbka. Po co więc drukować te grafomańskie historie, które robią z mózgu sieczkę??? Tego nie rozumiem. Kat Zang natomiast stworzyła fascynującą rzeczywistość- alternatywną wizję świata, w którym nie można być sobą w stu procentach, w którym miłość i przyjaźń wystawiane są stale na ciężkie próby,  w którym istnieje sfera tak czarna, jak najczarniejsze i mroczne sny. Tam nawet śmierć ma inne znaczenie niż powinna, ponieważ nie nosi się żałoby po kimś, po kim nie został najmniejszy, materialny ślad.  

Książka jest początkiem dłuższej serii. Nie jest to jednak wystarczający powód, żeby usprawiedliwić, następujące w pewnej chwili, a zupełnie niespodziewane, rozprężenie i spowolnienie akcji. Hmmm... Zwątpiłam nawet czy tu w ogóle nastąpi jakiś przełom.  Można by się spierać, że historia Zhang może wcale nie ma zapędów kryminalno- sensacyjnych. No bo pewnie nie ma. Ale tzw. intryga tu przecież występuje! Tylko droga do niej jest dość kamienista. Pojmuję, że w tym przypadku nacisk położony jest na "refleksyjno- uczuciową" stronę mocy, ale "szoł musi trwać". Czegoś brakuje, coś umknęło. To się po prostu czuje.

Stąd mój sarkazm. Nic nie działa na mnie gorzej, niż niewykorzystany potencjał. Odczuwam spory dysonans pomiędzy siłą i sugestywnością z początkowych fragmentów, a dominującą nudą, która wkrada się później. Wywołuje to wrażenie ogromnego niedosytu i niedopowiedzenia. To zawsze wielka szkoda, gdy coś się popsuje... Nie podzielam więc wszechogarniających zachwytów.    B E Z    P R Z E S A D Y.

Nadal jednak uważam, że "Co ze mnie zostało" jest wartościową pozycją. Śmiało można ja podsuwać nastolatkom. Nawet jeśli nie skłoni ich do głębszych rozmyślań, to z pewnością nie zaszkodzi młodym umysłom:P.

Komentarze

Popularne posty