O granicach z piasku i niestabilności istnienia... (Deborah Levy "Gorące mleko")

Dziś o książce nietuzinkowej. O książce dziwnej. O książce, którą nie łatwo zrecenzować. O książce, którą poleciłabym wszystkim, a zarazem nie poleciłabym nikomu. Kto szuka czystej, niczym nie zmąconej rozrywki, dozna zawodu. Kto szuka przygody, będzie rozczarowany. Kto oczekuje romansu, nie znajdzie go. A jednocześnie każdy, kto sięgnie po "Gorące mleko"  odkryje coś własnego, coś wyjątkowego, coś nieopisanego... Bo, żeby przyjąć to, co zawarte w tej minipowieści, nie odbić się od niej, trzeba ją wyczuć, trzeba w nią wsiąknąć i chłonąć wszystkimi zmysłami. I trzeba zanurkować bardzo głęboko. A nie jest tu bezpiecznie, ponieważ w spienionym morzu ludzkich losów, czają się bezlitosne meduzy...

Nie jestem w stanie jednoznacznie określić czy to jest dobra czy niedobra książka. Aż kusi, żeby się pozastanawiać, porozmawiać, po dookreślać, co właściwie zawiera się w definicji "dobrej" książki? Co oznacza sformułowanie "dobra" książka? Temat rzeka. Nie da się tego zrobić. Jak? Kiedy nawet nie jestem w stanie jasno zaopiniować w kwestii jednej, niezbyt obszernej historii. Ale to może być to... To może być właśnie ta książka, skoro budzi takie skrajne uczucia, tak bardzo fascynuje, chociaż momentami odpycha, tak mocno zapada w pamięć, chociaż nie jest nawet ciekawa, w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Jeśli ktoś zapytałby mnie czy ta książka jest dobra, musiałabym odpowiedzieć, że nie wiem... Ale pokreśliłam ołówkiem "Gorące mleko", pozaznaczałam mnóstwo cytatów, zapisałam własne mądrości na marginesie :), i od kilku dni kartkuję książkę, żeby jeszcze raz je odczytać, żeby się zastanowić, żeby przemyśleć. Oto proszę Państwa powstaje więź podmiotu  czytającego z przedmiotem czytanym... Ponieważ opinia ta będzie tak niejasna, jak sama treść...

Określenie "hipnotyzująca", które widnieje na okładce, jest bardzo adekwatne. Wiele elementów w tej książce może zahipnotyzować, zarówno na poziomie treści, jak i formy. Pozorna prostota fabuły skrywa bogactwo znaczeń, odniesień, symboli i skojarzeń. A pozornie niejednolita forma jest nietuzinkowa właśnie ze względu na ten ryzykowny, acz bardzo pociągający balans pomiędzy realizmem a oniryzmem, powagą a śmiechem. Nawet idylliczny nastrój słonecznej Andaluzji jest zmyłką. Morska bryza przynosi ukojenie tylko na chwilę, słońce bucha żarem, ubrania kleją się do ciała, a w głowach buzują emocje, doznania, pragnienia. Akcja toczy się sennie i powoli, a wewnątrz dochodzi do spięć, wybuchów, eksplozji. Coś niezwykłego. Z tym, że wszystko to pozostaje w sferze domysłów, tajemnicy, zamglone i nieco nierzeczywiste.

Weźmy za przykład chodźmy tytułowe "gorące mleko". Pojawia się ono na kartach powieści co i rusz, pod różnymi postaciami. I działa  jak zastrzyk adrenaliny. Kiedy już hiszpańskie słońce rozgrzeje nas i rozleniwi, nagle powraca do nas ta przewodnia barwa, smak, konsystencja. Znowu budzi czujność, wzmaga niepokój, uwrażliwia zmysły. Czy to ciepła, lekka mleczna pianka otulająca kubek aromatycznej kawy, czy gęste, tłuste matczyne mleko, które spływa po policzku niemowlaka, czy śnieżnobiały uśmiech dr Gómeza, czy miękkie, jedwabiste futerko jego kotki, czy w końcu zimna, polerowana, twarda, masywna i monumentalna, marmurowa kopuła kliniki. Nie trudno odgadnąć, że za każdym razem pod literalnym, dosłownym znaczeniem, kryje się coś nowego, coś do czego trzeba dotrzeć, co należy wydobyć, wyłowić, odkopać. Będą to fakty, myśli, zamiary, życzenia, marzenia, niespełnienia. Czasem dobre i kojące jak ciepłe mleko, które pozwala wieczorem usnąć, czasem zaś bolesne i parzące jak mlecznoszkliste ciało meduzy.

Styl Levy jest równie niebanalny, jak poruszana przez nią tematyka. Jej bohaterowie są trudni, ich charakterystyka- wieloznaczna, rozchwiana, koślawa. Taka też jest forma- niejednorodna, oparta na kontraście. Poetyckość miesza się z humorem, patos z potocznością. Jest w tym pewna schematyczność, czasami nawet teatralność, ale nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z formą o bardzo przemyślanej, celowej konstrukcji. Nie każdy odbiorca będzie usatysfakcjonowany takim układem, ponieważ lektura książki Levy wymaga sporo intelektualnego wysiłku. I nie chcę tu powiedzieć, że komuś może zbraknąć intelektualnych kompetencji:). Chodzi mi o to, że autorka wymaga od swojego czytelnika nie tylko prostej interpretacji, ale też swoistej nadinterpretacji. A że niedopowiedzeń i symboli jest sporo, to i odbiór nie jest łatwy. Powiedziałabym, że jest wręcz żmudny, ale w sensie pozytywnym, tzn. skłaniającym do intensywnego myślenia, do łączenia faktów, analizowania gry słów, odszukiwania powiązań.

Główny zrąb fabularny, czyli dziwna relacja Sofii i jej matki, to zaledwie pretekst, do przypowieści o ogromie ludzkich doznań. Główna bohaterka tworzy bowiem bardzo silne więzi z każdym napotkanym człowiekiem. Sieć relacji, zależności, wątpliwości, niepewności, pożądania, która oplata wszystkie postaci, jest skomplikowana i napięta do granic możliwości. Wszystko to za sprawą Sofii, która jest narratorką, i która bombarduje czytelnika swoimi doznaniami. Wszystkie jej wnętrzności wyłażą na wierzch, wszystkie są obnażone, rozlewają się dookoła. I drażnią, jak ostre, białe kamyczki na andaluzyjskiej plaży. Ranią, jak macki meduzy. Obracają w proch, niczym ślepia Gorgony. Parzą, jak gorące mleko... Bo taka ona jest, ta nasza bohaterka- niestabilna, nieokreślona, niezdecydowana. Mówi, że granice jej duszy są z piasku, a jej serce rozpłatane przez topór, krwawi z miłości do matki, którą kocha i jednocześnie nienawidzi...

O czym jest "Gorące mleko"? Im dłużej nad tym myślę, tym więcej  jestem w stanie wymienić. O uzależnieniu, o potrzebie wolności, o poszukiwaniu tożsamości, o pogrzebanych ambicjach, o zawiedzionych nadziejach, o zagubieniu, o porzuceniu, o miłości, o chorobie, o pożądaniu, o okrucieństwie. I to jest zaledwie początek listy...

Zachęcam do tworzenia własnych:). Zachęcam do czytania, takich właśnie książek. Niech Was porwą, pochłoną, zmienią i odkształcą!

Komentarze

Popularne posty