O Zofii Potockiej, czyli studium babskiego SPRYTU... (Ewa Stachniak "Ogród Afrodyty")
Za gorącą namową Mojej Drogiej Elżbiety, przeczytałam. I nie żałuję. Ja- historyczny ignorant- po raz kolejny dałam się namówić na romans historyczny. I to bardzo historyczny:). "A dużo tej historii"- pytałam. "Nie, romansu tam więcej. Ale ta Zofia... Ona to jest bardzo historyczna! To taka babka była, że słów brakuje"- mówiła. No to przeczytałam. O kolejnej "najpiękniejszej kobiecie w Europie" (kilka ich już było wcześniej i kilka jeszcze się urodzi- w końcu o gustach się nie dyskutuje:).
Zofia Potocka (po pełne nazwisko odsyłam do niezawodnej Wikipedii, gdyż nikt o zdrowych zmysłach nie jest w stanie tego zapamiętać) to zaiste była ciekawa kobieta. W krótkich notkach historycznych, na kartach szkolnych podręczników, pewno się pojawiła nie raz, ale kto by tam zawiesił oko na tak mało znaczącej postaci, gdy trzeba się uczyć do klasówki? To jest właśnie paradoks programu nauczania- wbijają nam do głowy mnóstwo nieciekawych faktów, zamiast przywołać takie oto poruszające przykłady, które potencjalnie zostałyby nam w głowach na dłużej niż szereg suchych dat. To jest właśnie taka arcyciekawa historia o nietuzinkowej kobiecie- dobrze opowiedziana, ze świetnie zarysowanym tłem historyczno- społecznym.
Losy Zofii są niesamowicie wciągające. Wszystkie trudności na jakie napotkała- ciężka sytuacja rodzinna, mierne pochodzenie, nie zawsze dobre wybory, liczne związki, romanse, tragedie, ciężka choroba- kształtowały jej charakter i umacniały w gorącym postanowieniu dążenia do celu za wszelką (dosłownie wszelką) cenę. Jestem daleka od oceniania ogólnej życiowej postawy bohaterki. Nie ma sensu tego robić- trzeba by przy tym wziąć pod uwagę wiele zmiennych kulturowych, społecznych, obyczajowych i historycznych. Dość powiedzieć, że była odważna, uparta, nieziemsko sprytna i wiedziała czego chce. Popełniała jednak wiele błędów, bywała naiwna, ale też bezwzględna. Ja Zofii nie polubiłam, ale już Moja Elżbieta- owszem. A jakże! Kobiety... Nie mogą się tak po prostu zgadzać:).
Bardzo umiejętnie skonstruowana forma. Krótkie rozdziały, opatrzone imionami poszczególnych bohaterów, wprowadzają niezbędny ład. Akcja biegnie dwutorowo, a wszystkie elementy układanki są spójne i sprytnie ze sobą powiązane. Czytelnik poznaje hrabinę pod koniec życia, kiedy ta leży już na łożu śmierci. Kolejnym etapom jej odchodzenia towarzyszą wspomnienia z poszczególnych lat dzieciństwa, młodości i dorosłości. To zgrabnie wykonany zabieg, który czyni tę biograficzną jednak powieść, bardziej przystępną i przyswajalną. Dzięki temu, że autorka bardzo skrupulatnie i trafnie selekcjonuje materiał, poznajemy dokładnie najistotniejsze elementy życiorysu hrabiny. A co jeszcze ważniejsze- każdy taki moment jest ukazany z punktu widzenia Zofii i towarzyszą mu liczne rozmyślania bohaterki, które sprawiają, że można mniej więcej zrozumieć motywacje jej działań i wyborów.
Ale... "Ale' jest tylko jedno:). Zupełnie nie mogłam pojąć celu wprowadzenia postaci Rozalii oraz doktora Thomasa. Historia tych dwojga zupełnie mnie znużyła, więc mniej więcej od połowy, po prostu omijałam podrozdziały, które ich dotyczyły... To niezbyt ładnie, wiem. Ale życie Zofii było tak skomplikowane i bogate w nieoczekiwane zwroty, że wprowadzanie kolejnych wątków- tym bardziej miłosnych- uważam za nadmiar dobroci.
Żeby była jasność- to nie jest powieść wybitna, ani nawet bardzo dobra. Ocena DOBRA to maksymalna możliwa nota. I powieść historyczna raczej nigdy nie stanie się moim ulubionym gatunkiem. Co nie zmienia faktu, że wypożyczyłam już kolejną książkę Ewy Stachniak. A co! Historie wielkich kobiet zawsze są warte uwagi. W tym przypadku mam przynajmniej pewność, że na 100% będzie to historia dobrze opowiedziana. A "Ogród Afrodyty" polecam na cudne, letnie wieczory, bynajmniej nie w celu edukacyjnym:)! To dobra, wciągająca rozrywka.
Komentarze
Prześlij komentarz